12 lut 2017

WŁOSKI DESER W PUCHARKACH | PANNA COTTA


W prawdzie niedzielne popołudnie powoli zamienia się w wieczór, weekend dobiega końca ale mimo to ja przychodzę do Was z przepysznym, łatwym i szybkim deserem.

Panna cotta to deser pochodzący z północnych Włoch. W tłumaczeniu "panna cotta" to nic innego jak "gotowana śmietanka" i to właśnie ona jest podstawą do przygotowania proponowanego przeze mnie deseru. Oryginalną panna cottę powinno się wyjąć z foremki, w której się chłodzi i podawać z musem oraz owocami. Ja swoją wersję podałam w pucharkach lekko zmieniając jej wykonanie.





Potrzebne nam będzie:
  • 1 i 1/4 szklanki śmietanki 30%
  • 1 i 1/2 łyżki wody przegotowanej
  • 1 i 1/2 łyżki agaru (lub żelatyny)- ja akurat agaru nie miałam więc użyłam żelatyny jako składnik do stężenia masy
  • 1/4 szklanki cukru (ja używam brązowego ale może być również zwykły lub ksylitol)
  • 1/4 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  •   szklanka soku z pomarańczy (ewentualnie świeżo wyciśniętego soku jeżeli macie taką możliwość)
  • owoce 



Wykonanie:

1 łyżkę agaru (żelatyny) rozpuszczam z 1 łyżką przegotowanej wody. Odstawiam do stężenia. Śmietankę wlewam do garnka, dodaję cukier i doprowadzam do zagotowania. Gdy masa się zagotuje dodaję ekstrakt z wanilii i żelatynę, mieszając trzepaczką aby wszystko ładnie się połączyło. Całą masę przecedzam przez sitko aby grudki, które ewentualnie się pojawiły, oddzieliły się od płynnej masy. Czystą masę przelewam do pucharków i odstawiam do wystygnięcia oraz stężenia.

Jako, że panna cotta polewana jest musem ja postanowiłam wykorzystać pomarańcze jakie miałam w domu i zrobiłam pomarańczowy mus, który również chciałam aby stężał. Ze świeżo wyciśniętej pomarańczy wyszła mi szklanka soku wraz z miąższem. Całość zagotowałam i dodałam pozostały agar (żelatynę) również mieszając trzepaczką aby całość się ze sobą połączyła. Zależało mi na tym aby miąższ pomarańczy wchodził w skład musu, więc nie było konieczności przelania powstałej masy przez sitko. Przygotowany mus wylałam na wcześniej stężałą białą masę. Ok 15 minut wystarczyło aby mus z pomarańczy stężał.

Pucharki udekorowałam ulubionymi owocami i gotowe!


 



Można oczywiście zmniejszyć ilość cukru jeżeli ktoś woli mniej słodki deser. W/w składniki wystarczają na dwa pucharki średniej wielkości.

Na cheata idealne, na deser walentynkowy tym bardziej. Udekorowane truskawkami z musem truskawkowym będą przepysznym zaskoczeniem dla ukochanego lub ukochanej.

Bardzo proste w wykonaniu a przy tym pyszny kremowy smak to pieszczota dla naszego podniebienia.

Koniecznie wypróbujcie i dajcie znać jak Wam lub Waszym bliskim smakowało!






7 lut 2017

DYNIOWY ZAWRÓT GŁOWY CZYLI KOTLECIKI Z KASZĄ JAGLANĄ

    Pamiętam jak miliony razy obiecywałam sobie utrzymanie zdrowego trybu życia, jakie błędy przy tym popełniałam setki razy i jak trudno było utrzymać dyscyplinę.
Każdy z nas chociaż raz przeszedł przez podobny stan- jestem tego pewna!

    To wszystko trwało aż do dnia kiedy pokochałam fit przepisy, które staram się wplatać w codzienność. A dzisiaj mam dla Was przepyszny, zdrowy i bardzo łatwy oraz szybki przepis na dyniowe kotleciki z kaszą jaglaną. Zdrowa alternatywa do polskiego mielonego.



Potrzebne nam będą:
  • 1/3 szklanki kaszy jaglanej (przed ugotowaniem)
  • oliwa z oliwek (ja używam oleju kokosowego, ew masło klarowane)
  • 1 szalotka
  • 1 ząbek czosnku
  • 200g puree z dyni
  • kawałek imbiru (do smaku, ok 2-3 cm)
  • 1 łyżeczka kurkumy bądź curry
  • 1surowe jajko
  • sół, pieprz
Wykonanie:
    Dynię kroję w kawałki. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni, wykładam blachę papierem do pieczenia i na to wykładam pokrojoną dynię. Delikatnie skrapiam ją oliwą z oliwy jednak nie jest to konieczne. Pieczemy ok 40 minut aż do miękkości. Po tym czasie dynię należy zblendować dynię na gładką masę.
    W czasie pieczenia dyni w piekarniku, gotujemy kaszę jaglaną wg przepisu na opakowaniu. Pozostałe składniki należy drobno posiekać. 

    Wszystkie składniki łączymy ze sobą, doprawiamy solą i pieprzem oraz formujemy kotleciki.
    Smażymy na rozgrzanej patelni do zarumienienia się.







Uwierz mi, że jak raz spróbujesz, będziesz powracał/a do tej alternatywy dosyć często, ponieważ kotleciki w swojej prostocie są bardzo zdrowe oraz pyszne!

Smacznego!


Dajcie znać jak Wam smakowały oraz zapraszam ponownie :)

30 sty 2017

"ANIMAL TIGER I DOG" BIOQUA | RECENZJI CIĄG DALSZY

Seria Bioaqua Animal Mask zagościła jakiś czas temu w moim koszyczku kobiecych sekretów. Zdarzyło Wam się kiedykolwiek usłyszeć od partnera magiczne zdanie "po co masz tego tyle?"? Spróbujcie wytłumaczyć jemu różnice pomiędzy maseczką regenerującą, nawilżającą a wyrównującą koloryt skóry- gwarancja 99%, że wymięknie po kilku pierwszych słowach i przez długi czas nie zapyta o to ponownie. 1% dla tych wyjątkowych, których ze świecą szukać :)



Jak pisałam kilka dni temu zainwestowałam kilka dolarów w 4 maseczki marki Bioaqua z serii "Animal Mask".
Animal Panda już przetestowana i o jej recenzji możecie przeczytać tutaj klik do czego Was serdecznie zapraszam.
Dzisiaj mam recenzję dwóch z trzech pozostałych maseczek.



"Animal Tiger" tak jak w przypadku "Animal Panda" ma za zadanie mocne nawilżenie skóry, poza tym ma rozjaśnić nam plamy po zmianach trądzikowych. Jedyną różnicą pomiędzy maseczkami jest to, że Tiger ma działać na zaskórniki i pomóc w ich usunięciu tym samym regulując pracę gruczołów łojowych.

Maseczka sama w sobie jest bardzo mocno nawilżona. Płat jest wykonany z bardzo delikatnego i przyjemnego materiału, jednak jest dosyć mocny i się nie rozrywa. Wzór zwierzątka jest bardziej "intensywny" niż Panda jednak jest to miły dodatek w użyciu maseczki.


Przed aplikacją przygotowałam twarz w kąpieli parowej.

Miałam nadzieję, że tak jak przy Pandzie, Tiger da mi poczucie schłodzenia twarzy jednak nie odczułam tego po aplikacji płata na twarz. Pomimo mocnego nasączenia, maseczka zsuwała mi się z twarzy podczas siedzenia w fotelu- więc na ok 20 minut musiałam pozostać w jednym miejscu i w pozycji nie wymagającej poruszania się.


Po usunięciu maseczki z twarzy zauważyłam przede wszystkim poprawę kolorytu skóry- tzn, w miejscach gdzie były zmiany skórne zauważyłam rozjaśnienie i porównywalny wygląd do "zdrowej" części skóry. Pomimo iż pozostałości maseczki nie pozostały na mojej skórze tak jak Panda, to zdecydowanie bardziej w przypadku Tiger dało się odczuć nawilżenie skóry. Dodatkowo stała się bardziej sprężysta i pod opuszkami palców czułam jej delikatność.
Czy usunęła mi zaskórniki? Tego raczej się nie spodziewałam i nie zauważyłam poprawy ale może to przez wzgląd tego, że nie miałam miejsc z problemami podczas testowania maseczki.
Natomiast zauważyłam, że skóra wokół oczu się wyrównała w miejscach gdzie z biegiem czasu zaczynają się pojawiać oznaki lat :)

Na decydując się na koleje zamówienie w koszyku znajdzie się "Animal Tiger".



Na "Animal Dog" poświęcę bardzo mało czasu."Maseczka do twarzy w formie płata, silnie nawilżająca, skutecznie usuwa zaskórniki i zmniejsza blizny po trądziku. Pozostawia skórę miękką i gładką. Rozjaśnia cerę, poprawia połysk i elastyczność skóry a także ją regeneruje. Zawiera naturalne rodniki. Przeznaczona do każdego typu skóry." tak zapewnia producent. Ja jak przed każdym testowaniem kosmetyków wypróbowałam maseczki na skórze za uchem. Niestety dostałam bardzo mocnego uczulenia i postanowiłam nie aplikować maseczki na twarz aby nie zrobić sobie krzywdy.

Na mnie zadziałała uczuleniowo więc nie jestem wypowiedzieć się na temat jej działania.
Być może któraś z Was testowała i ma lepsze doświadczenia niż ja?


A może któraś z Was waha się z wypróbowaniem Animal Tiger i właśnie przeczytała moją recenzję, która skłoni Was do spróbowania?
Dajcie znać jak Wasze wrażenia z Animal Mask od Bioaqua.

Miłego początku tygodnia!

27 sty 2017

DIETYCZNE PĄCZKI Z PIEKARNIKA Z BUDYNIEM

Jednym z czynników mocnego przeziębienia jest oczywiście nuda.
Ile razy można wałkować ten sam schemat: spać-jeść-siusiu-spać.
Program telewizyjny znam już na pamięć! Dosłownie! Powiedz mi czego szukasz, powiem Tobie gdzie to znajdziesz.
Po prawie tygodniu zmagania się z gorączką i innymi paskudztwami jakie mnie dopadły dzisiaj powiedziałam sobie "dosyć" i w ramach protestu zrobiłam coś dla innych (dobra żeby nie było- dla siebie też bo w chorobie nie będą sobie odmawiała :)
 
Jakiś czas temu napotkałam przepis na dietetyczne pączki z piekarnika (dietetyczne, bo z PIEKARNIKA) i dzisiaj nadszedł dzień wypróbowania tych pyszności.

 

Potrzebne Wam będzie:
  • 500 gram mąki
  • 80 gram cukru (zamiast cukru dodałam 2-3 łyżeczki miodu)
  • 14 gram suchych drożdży
  • 16 gram cukru wanilinowego
  • szczypta soli
  • 200 mililitrów mleka
  • 80 gram roztopionego masła
  • 3 jajka
  • marmolada/budyń

Składniki suche przesiewam przez sitko i mieszam aby równomiernie je rozprowadzić.

Dodajemy pozostałe składniki (oprócz marmolady/budyniu) i wyrabiamy ciasto na jednolitą masę.



Wyrobione ciasto odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce przykrywając szmatką, aby urosło. Po godzinie ciasto dzielimy na mniejsze części, rozwałkowujemy i za pomocą szklanki lub kubeczka wycinamy koła.


Każdy krążek ciasta delikatnie rozciągam i tworzę a'la rożek w dłoni i nadziewam jedną łyżeczką nadzienia. Ciasto zlepiamy ze sobą i formujemy z niego kulkę.
 

Kuleczki wykładamy na blachę pokrytą papierem do pieczenia. Smarujemy mlekiem. Pieczemy ok 16-20 minut w temperaturze 200 stopni (góra-dół).

Po ostygnięciu pączki ozdobiłam lukrem* oraz roztopioną czekoladą.

*przepis na szybki domowy lukier:
  • 5 łyżek cukru pudru
  • 2 łyżki gorącej przegotowanej wody
wszystko razem ucieramy aż powstanie nam biała glazura




Pączki pieczone w piekarniku są na pewno zdrowszą wersją tych kupowanych w sklepie.
Nadzieniem może być wszystko co tylko lubicie.
Następnym razem dla podkręcenia smaku ciasta dodam kilka kropel soku z pomarańczy lub aromatu pomarańczowego.


Mam nadzieję, że moi domownicy po dzisiejszym powrocie z pracy ucieszą się na widok deseru, którego przygotowanie i wykonanie zajęło mi niespełna 30 minut (pomijając fakt godzinnego wyrastania ciasta)!

Smacznego!

Dajcie znać czy wypróbowaliście przepisu i jak się udały Wasze wypieki!


24 sty 2017

PANDA W PŁACIE | TEST MASECZKI BIOAQUA

Witajcie Kochani!

Kolejny raz postanowiłam przetestować koreańskie kosmetyki i tym razem padło na maseczkę marki Bioaqua "Animal Panda". Czy działa? Czy zapewnienia producenta mają odzwierciedlenie w rzeczywistości? Zapraszam Cię dalej do poznania mojej (mam nadzieję) krótkiej opinii.

Nie da się ukryć, że najważniejszym powodem wyboru maseczki było zapewnienie producenta o jego szybkim działaniu.



"Animal Panda" ma za zadanie rozjaśnić nam plamy potrądzikowe i pigmentacyjne, nawilżyć naszą skórę oraz działać przeciwzmarszczkowo. 

Wspominałam już, że moja skóra zalicza się do typu skóry wrażliwej ze skłonnościami do nieproszonych gości więc maseczka okazała się strzałem w 10!



Zazwyczaj przy tego typu rytuałach przygotowuję swoją skórę robiąc sobie "kąpiel" w parze wodnej- wystarczy nam miska gorącej wody oraz ręcznik. Kilka minut i nasze pory otwierają się ułatwiając usunięcie zanieczyszczeń.

Maseczka jest bardzo mocno nasączona co moim zdaniem jest ogromnym plusem w tego rodzaju kosmetykach. Aplikacja na twarz jest bardzo prosta i uważam, że idealnie dopasuje się do każdego typu twarzy. Nadmiar kosmetyku jaki mi został w opakowaniu zostawiłam sobie na później.



Od razu po nałożeniu maseczki poczułam przyjemne schłodzenie skóry, co naprawdę daje ukojenie kiedy Wasza twarz jest zmęczona i potrzebuje odprężenia. 

Dodatkowo gdy spojrzycie na swoje lustrzane odbicie jestem pewna, że pojawi się na Waszej twarzy uśmiech- a przecież to jeden z czynników zdrowia! 


Po ok 20-30 minutach zdjęłam maseczkę i pozostałości kosmetyku z maseczki wmasowałam w skórę twarzy, szyi i dekoltu.

Czy 20 minut wystarczyło aby moje zaczerwienienia oraz ślady się zmniejszyły? Zdecydowanie TAK! Na mojej skórze maseczka sprawdziła się idealnie. Widoczne plamy zostały rozjaśnione a po zaczerwienianiach nie było śladu. Dodatkowo czułam naprawdę sporą dawkę nawilżenia skóry przez resztę dnia.

Wieczorem po oczyszczeniu twarzy na noc sklepałam sobie resztki kosmetyku jakie pozostały w opakowaniu. Rano zauważyłam minimalną poprawę kolejnego rozjaśnienia plam na twarzy.

Gdybym miała jeszcze raz zakupić maseczkę, nie wahałabym się ani chwili. Ja swoją kupiłam w pakiecie z innymi za 4$ (na aliexpress).

Skutków ubocznych nie odczułam więc jak dla mnie warto w nią zainwestować.

Miałyście okazję przetestować Animal Panda?
A może testowałyście inne? Z chęcią poznam Wasze opinie!

Miłego wtorku i do następnego razu!

18 sty 2017

PIERWSZY TATUAŻ | BRAT & SIOSTRA


Jakiś czas temu, mój młodszy o kilka lat brat wpadł na pomysł zrobienia sobie tatuażu. Sama mam jeden, bardzo długo wyczekiwany i wiedząc, że jest to na swój sposób bardzo ważna decyzja postanowiłam z nim porozmawiać o wszystkich za i przeciw. W końcu tatuaż to nie rysunek namalowany markerem, który za pomocą dobrych detergentów zmyjesz wacikiem.


Pamiętam jak długo dyskutowałam sama ze sobą czy jest to oby dobra decyzja, czy nie będę żałowała. "Przecież kiedyś jak się zestarzeję co wtedy z jego idealnym wyglądem?"- to była pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie zarówno wtedy tak i podczas rozmowy z moim bratem.

Wspomniałam, że długo na niego czekałam. Owszem. Bardzo długo! Zapragnęłam ozdobić swoje ciało w wieku 16 lat. Jeden z moich Stwórców od razu wyraził zgodę. Ba! Nawet zadecydował, że będzie to mój prezent urodzinowy. Nie do opisania jest moja chwila szczęścia tego dnia.

Ale...nie zdecydowałam się. Swój tatuaż zrobiłam 3 lata temu, w dzień przed Bożym Narodzeniem. Była to jedna z kilku bardzo ważnych chwil w moim życiu. Czy żałuję, że tak długo to trwało? NIE! Mój tatuaż jest moim maleńkim dzieckiem, który był bardzo dokładnie i solidnie przemyślany. Jest moją dumą na ciele, która ma dla mnie bardzo dużą wartość. Cieszę się, że wtedy mój prezent urodzinowy nie został zrealizowany, że strach wygrał ze mną ostateczną, decydującą rozgrywkę. W tamtym czasie nie myślałam tak dojrzale o "znakach", które przecież zostają na całe życie. 



Dzisiaj patrząc w lustrze czy na zdjęciach na moje łopatki za każdym razem jestem szczęśliwa.

Tatuaż to nie chwilowa zajawka. To coś co powinno być przemyślane kilka bądź  kilkadziesiąt razy aż na 100% poczujemy, że decyzja jaką podejmujemy jest tą właściwą.



Mówi się, że jak raz spróbujesz to będziesz chciał więcej. To prawda. Strach jest tylko w naszej głowie a i o bólu można zapomnieć. Od razu po wyjściu ze studia zapragnęłam mieć kolejny. Były przemyślenia, były kolejne dyskusje z samą sobą.

Dzisiaj w szczególnym dniu bardzo ważnego wydarzenia w moim życiu zrozumiałam jak ważna jest rodzina i jak ważna jest wzajemna miłość. Zrozumiałam a raczej utwierdziłam się w tym przekonaniu kolejny raz. Możemy się na siebie złościć, gniewać, krzyczeć ale bez wzajemnego wsparcia nie poradzimy sobie w samotności.

Z czym Wam się kojarzy życie? Ja mam dzisiaj obraz życia jako linii na monitorze sprzętu szpitalnego, z bijącym pulsem, z cyferkami, z sercem. I to życie będzie moim kolejnym znakiem na ciele.

Cieszcie się nim i doceniajcie to co macie!




13 sty 2017

HOLIKA HOLIKA ALOE CLEANSING FOAM | PIĄTEK 13TEGO

Czy Wy również po spojrzeniu dzisiaj w kalendarz, najchętniej zostalibyście w domu i nigdzie się nie ruszali? 
Piątek 13tego...dla jednych pechowy dla innych szczęśliwy. Wychodząc dzisiaj z domu obiecałam sobie, że nie dam się zabobonom i zrobię wszystko aby przysłowiowy pech mnie nie dopadł.

Czy się udało? Otóż już po kilku krokach od domu w dywanie śniegu na ulicy zabłyszczała mi 5cio groszówka. Piątek 13tego, gdzie ten Twój pech? Żaden autobus mi dzisiaj nie uciekł, moje buty złapały przyczepność względem warunków na drodze, nogi i ręce całe...uff żyję!

Czy piątek 13tego to nie idealny dzień na krótką recenzję nowości jaką ostatnio udało mi się odnaleźć w gąszczu ofert dotyczących produktów do cery wrażliwej.

Moja cera: raczej nie gramy do tej samej bramki i lubi mi sprawiać nieplanowane niespodzianki. Przetestowałam naprawdę sporo produktów do cery wrażliwej ze skłonnościami do niedoskonałości i jak pewnie większość osób takich jak ja, traciłam nadzieję na cudowny lek kończący moje starcia z nieproszonymi gośćmi. Jednak może troszkę więcej szczegółów dotyczących mojej odnalezionej nowości.

Panie i Panowie (tak, mam nadzieję, że Wy również tutaj jesteście) przedstawiam Wam HOLIKA HOLIKA ALOE CLEANSING FOAM.


Dlaczego Holika Holika? Jeden powód a może i jeden ale z podpunktami jest taki: marka Koreańska a co za tym idzie? Koreanki! Są uznawane za kobiety, które o cerze i dbaniu o nią wiedzą więcej niż ktokolwiek inny.

Produkt znalazłam na stronie www.myasia.pl i po przeczytaniu opinii osób, które miały okazję go przetestować, postanowiłam zaryzykować. Dwa dni później listonosz z przesyłką pojawił się w drzwiach.

Produkt ma zawartą dużą ilość soku z aloesu, który pochodzi z czystej wyspy Jeju w Korei Południowej. Czy wiecie jak wiele właściwości i zastosowań ma aloes? Działa kojąco na skórę twarzy, jest stosowany w produktach do włosów, pomaga w oczyszczaniu organizmu, działa antybakteryjnie i dezynfekująco, itd.

Produkt Holika Holika jest bardzo gęstej konsystencji i już jego niewielka kropla wystarczy aby wmasować go w zwilżoną skórę. Powstaje delikatna pianka, która ma za zadanie oczyścić naszą skórę utrzymując odpowiednie Ph, łagodzić podrażnienia oraz zmniejszyć zaczerwienienia. 


Muszę przyznać, że zapewnienia producenta w 100% mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ja również zauważyłam uczucie delikatnego ściągnięcia skóry po użyciu żelu. Dodatkowo wielkim plusem jest sam zapach. Po dwóch-trzech dniach zauważyłam poprawę stanu mojej cery. Niedoskonałości się zmniejszyły a zaczerwień nie widzę.

Buteleczka ma 150 ml pojemności i kosztuje aktualnie 32,99 jednak jak wspomniałam niewielka kropla wystarczy aby oczyścić twarz.



Dodatkowo w gratisie dostałam do wypróbowania saszetkę z tej samej serii z wielofunkcyjnym żelem kojącym oraz wysoko nawilżającym kremem z ceramidami, który ma utrzymywać 72godzinne nawilżenie skóry.




Zamierzam zaopatrzyć się w żel kojący patrząc na to jak wiele ma pozytywnych opinii, więc ja wypróbuję oczywiście podzielę się z Wami moją opinią na jego temat.

Tymczasem zapraszam do komentowania oraz śledzenia bloga oraz strony na fb i ig, gdyż już niedługo kolejny wpis dotyczący produktów do cery marki Bioaqua!

Miłego weekendu Kochani!